"Z peryferiów internetów"
Przepraszam za dziwną polszczyznę, ale zacytowałam pewnego pana, który dość bełkotliwie skomentował mój post. Z bełkotu owego wynikło kilka spraw.
Po pierwsze moi wrogowie chętnie czytają niniejszy blog, ale niekoniecznie już ze zrozumieniem. Szkoda, bo staram się pisać tak, że można się wiele nauczyć – o genetyce, hodowli i wychowaniu. Psów, oczywiście psów, bo trolli nie wychowam….
Po drugie - wrogie nastawienie zapewne zawdzięczam temu, że na wystawach staram się unikać dziwnych i hałaśliwych ludzi przekonanych o swej wyższości. Również i temu, że moje psy – o zgrozo! wygrywają. To już wystarczający powód do hejtu. Nikt nie wzbudza takich złych emocji gawiedzi jak ten, który śmie wygrywać.
I po trzecie – dzięki owemu panu mam kilka pomysłów na kolejne posty. Czyli w sumie – same pozytywy!
Najzabawniejsze jednak jest to, że pisząc komentowany złośliwie przez trolle post nie miałam na myśli konkretnej osoby. W tym miejscu zacytuję ludowe porzekadło „Uderz w stół, a nożyce się odezwą”. Wydaje się, że jakieś sformułowanie mogło naprowadzić pana na niewygodną myśl, że jednak piszę o nim lub o nich… Jedną z myśli zawartych w chaotycznym komentarzu była sugestia, że jeśli ktoś poszukuje RR to powinien skierować swe kroki do hodowli, która jest niekomercyjna. Czyli jaka? Taka, która rozdaje szczenięta za darmo? Lub sprzedaje bardzo tanio…: Tak się domyślam, że złe hodowle to są hodowle, które są komercyjne i sprzedają szczenięta w wysokich cenach. Tak się domyślam, bo jeszcze całkiem niedawno ów pan jako świeżo upieczony właściciel pierwszego swego rodezjana w życiu chwalił się wszystkim wszem i wobec, że swego psa kupił w tej a nie innej hodowli, bo …. było tanio.
Pomyślałam więc, że przeprowadzę w kolejnym poście analizę finansową hodowli psów rasowych – taniej „niekomercyjnej” i drogiej - „komercyjnej”.