O spacerach słów kilka ....

O spacerach słów kilka Jako właścicielka trzech dużych psów ( średnio 67 cm wysokości w kłębie i około 40 kg
żywej wagi )i aktywna spacerowiczka apeluję do właścicieli małych piesków:
Zacznijcie kontrolować poczynania waszych milusińskich. Komendy posłuszeństwa i
ogólnej psiej ogłady społecznej też są dla miniaturek. Oto pani, która zagłębiona w ożywionej konwersacji z komórka idzie naprzeciw mnie z wózkiem dziecinnym i
jamnikiem szorstkowłosym. Wózek się toczy, jamnik zaś prowadzony na automatycznej
smyczy niebezpiecznie się spina.I jak przypuszczałam, w momencie gdy mijamy
tę gromadkę, jamnior wyskakuje z jazgotem spod wózka w stronę moich psów
prowadzonych na smyczy. Moje – też stają dęba, bo nie spodziewały się takiego
ataku, mało nie ląduje na kolanach, gdy prawie 120 kg wyskakuje w powietrze,
a pani jakby nigdy nic mija mnie mówiąc do komórki: O mój Boże, jakie
agresywne psy! Zaniemówiłam, ale po
chwili uświadamiam sobie, że zachowania tego jamniorka są już utrwalone i
„normalne” dla tej pani, która ani sekundy nie przeznacza na jego wychowanie. Przykład kolejny – zbliża się do nas ( my na smyczy) mała,nieokreślona z rasy suczka w olbrzymim kagańcu. Suczka warczy i wyraźnie nie
ma dobrych zamiarów, za nią majaczy jakaś pani. Moje psy już napięte, bo oczekują ataku. Zatrzymuję się, wszak stojąc
wbita kończynami w ziemie mam większą szansę na utrzymanie równowagi. Pani nie
reaguje, a suczka ewidentnie ma ochotę kogoś gryznąć, tylko ilość psów trochę
ja onieśmiela. Proszę panią o odwołanie
suczki i zapięcie na smyczy, abym mogła
spokojnie przejść. W odpowiedzi słyszę: „Ona nic nie zrobi, ma przecież
kaganiec!” O zgrozo! Tak a ` propos hasło „nic nie zrobi” jest nader często nadużywane wobec małych piesków,
które albo biegają bez smyczy albo są prowadzone na smyczy automatycznej czyli
bez kontroli. Automatyczna smycz daje
właścicielowi psa iluzje panowania nad psem, zaś psu daje złudne wrażenie, że
sytuacja wymaga jego interwencji, bo jak wiadomo wszystkie duże psy to krwiożercy.
Nauczyłam się, że gdy spotykam luzem biegającego psa i jego właściciela, który
za żadne skarby świata nie chce zawołać pupila ani tym bardziej wziąć go na
smycz, to spuszczam ze smyczy mojego Homera. Ja wiem, że ten poczciwy, dobroduszny
przyjaciel świata nic nikomu nie zrobi, ale jego postura robi wrażenie – i na
psiaku latającym luzem jak i na jego beztroskim właścicielu. Homer biegnie aby się zaprzyjaźniać, a
spłoszony psiak bierze nogi za pas w akompaniamencie gorączkowego nawoływania
swojego pana. Homer wraca zawiedziony, a
ja daje mu nagródkę, że nie zjadł tatara z maltańczyka, yorka czy innego
maleństwa, które przecież „nic nie zrobi”.