O fundacjach
Zbliża się czas rozliczeń z fiskusem- w mediach oraz przestrzeni publicznej nasila się obecność wszelkiego rodzaju fundacji. Z racji podejmowania głownie tematów kynologicznych skoncentruję się na fundacjach zajmujących się zwierzętami. Gdy widzę w gazecie o zasięgu ogólnopolskim lub na bilbordzie przy głównej arterii miasta wzruszające „zapłakane „ oczy zwierzątka błagające o pomoc, to natychmiast zadaję sobie pytanie – „Ile kosztuje to ogłoszenie?” i „Czy za kwotę wydaną na ogłoszenie nie można byłoby uratować wiele istnień psich, kocich, końskich?”
Moje wątpliwości budzi fakt, że co roku wykorzystywane są te same zdjęcia zwierząt w potrzebie, że częstotliwość pojawiania się ogłoszeń o treści „ Mamy jeszcze tylko kilka dni, aby wykupić starą Kalinkę od handlarza” nakazuje wątpić, czy przypadkiem Kalinka już dawno nie trafiła do rzeźni. Zdjęcia epatują grozą – ukazują pokiereszowane ciała skatowanych psów i kotów, schorowanych koni, które po przepracowaniu życia w gospodarstwie zostały oddane handlarzowi, bo na leczenie nie było pieniędzy, młodych koni, którym ktoś zapomniał zdjąć kantary i za ciasne wrosły w skórę. Jednym słowem – im gorzej tym lepiej. To znaczy im gorszy obraz tym silniejszy przekaz i pieniądze płyną wartką strużką….
Z drugiej strony odbiorcy przekazu klikając przelew na konto fundacji mają wrażenie, że pomagają i po sprawie. Sumienie czyste, obowiązek wobec braci mniejszych spełniony. Powyższe gorzkie słowa dyktuje mi wspomnienie mojego zaangażowania w akcje przeprowadzaną przez grupę znajomych. Akcja ta polegała na spontanicznej zrzutce na wykup ok. 20 koni ze spędu koni rzeźnych. Kogo na tym spędzie nie było – młode ogierki, poranione konie sportowe, konie, które się znudziły dzieciom, klacze, które zostały zażrebione przed sprzedażą, aby więcej ważyły. Był nawet koń pewnego biznesmena, który według słow handlarza zamknął konia w budynku gospodarczym na daczy, wyjechał i zapomniał konia karmić. Łzy nam ciekły ciurkiem po policzkach, gdy koński szkielet tulił się do naszych rąk….. Krotko mówiąc – był pomysł na fundację, ludzie, którzy chcieli poświęcić swój czas i pieniądze, a wyszlo jak wyszło, czyli tak jak zwykle… Konie, które jako tako odchuchałyśmy i wyleczyłyśmy własnym sumptem, zostały przez rzutką przewodniczącą sprzedane, pieniądze zasiliły jej rachunek. Potem było jeszcze gorzej – w międzyczasie wiele osób zostało przez tę panią oszukanych i nigdy pieniędzy nie odzyskały, w tym niżej podpisana.
To jak? Pomagać czy nie: Oczywiście, że tak. Ale z głową, tak aby na zwierzęcym nieszczęściu nie bogacili się rozmaici hochsztaplerzy.
Przechodzę do sedna. Rozejrzyjcie się dookoła – może należy pomoc starszym paniom dokarmiającym koty zimą, może macie znajomych, którzy prowadzą małe lokalne fundacje, zapytajcie w jaki sposób możecie pomoc. Może się okazać, że pomoc finansowa nie jest najważniejsza, czasem można po prostu zorganizować licytacje, jakiś festyn. Pomysłów na pomoc jest bez liku, nie starczy czasu i miejsca na opisywanie wszystkich. Podkreślam, że należy działać rozsądnie i celowo, a nie pod wpływem emocji wywołanej wzruszającym zdjęciem. Wreszcie – jeśli nie znacie nikogo, kto taką działalność prowadzi, popytajcie – czy lekarza weterynarii czy zadzwońcie do najbliższego schroniska. Wolontariusze, którzy zechcą spędzić z czworonożnymi podopiecznymi, choć trochę czasu na zabawie lub spacerach są na wagę złota. Cytując klasyka " Myślcie globalnie, działajcie lokalnie”
Przy tej okazji gorąco zapraszam do zasilenia 1% podatku wspaniałej fundacji zajmującej się adopcjami rodezjanow: Fundacja OGPR KRS nr 0000571073, cel: na RR PS. Niedawno na FB wyświetlał się taki filmik. Starszy pan w podkoszulku nieporadnie próbował pomoc tonącemu psu. Przy akompaniamencie niepokojącej muzyki pojawiły się napisy – oto pan ratuje psa sąsiadów przed utonięciem. Muzyka narasta, napięcie narasta ale nie tłumi wymiany zdań pomiędzy starszym panem, a osobą (żoną?) filmującą zdarzenie. Pan krzyczy – Przynieś mi jakąś kurtkę, bo jest cholernie zimno! Pani odkrzykuje: Przecież kazałeś mi się nie ruszać i wszystko filmować! I napięcie pryska … Pies uratowany – chwała panu! Tyle, że pan ma minę mało bohaterską..