O "cudach"
Ledwie napisałam post
odnośnie kompetencji, a raczej jej braku,
a życie dopisało scenariusz, który zjeżył mi włosy na głowie… Osobną sprawą
jest bowiem dopuszczenie do rozrodu osobników nie posiadających typowych cech dla rasy ani płci, a osobną narażanie suki- matki
oraz całego miotu na niebezpieczeństwo utraty
życia i zdrowia. Otóż aby stać się hodowca w Polsce – powtórzę – wystarczy zarejestrowanie
przydomka hodowlanego i posiadanie zwierzęcia, które ma rodowód ZKwP, upór i
pieniądze aby zjeździć Polskę wzdłuż i wszerz, aby zrobić uprawnienia hodowlane
i o zgrozo! na dodatek tytuł Championa
Polski. To, czy zwierzę jest warte rozmnożenia, czy hodowca ma
jakiekolwiek umiejętności i wiedzę jest
absolutnie sprawą drugorzędna. Najważniejszy oprócz powyższego jest wysoki
stopień infantylizmu przejawiający się ogromną ilościa „ochów” i „achów” na FB nad cudem, który cudem nie
jest, tylko rażącym zaniedbaniem. Ważnym jest rownież posiadanie odpowiedniej liczby
„followersów”, którzy przyklasną i zachwycą się cudem polegającym na tym, że
hodowca nie sprawdził, czy akcja porodowa została zakończona. Dla mnie to raczej cud z gatunku tych, które powodują, że pijak wpadnie pod nadjeżdżający pociąg i nic mu się nie stanie … Na trzeźwo nie jestem w stanie tego cudu zrozumieć ….