Moje szczenięta
Od dłuższego czasu noszę się z zamiarem napisania gorzko-słodkiego
tekstu o właścicielach szczeniaczków. Jestem hodowcą od wielu lat i choć powinnam przywyknąć, myślę, że nigdy
nie pogodzę się w jaki sposób szczenięta znikają z mojego życia. Opowiem wam
jak to wygląda, tak po prostu, tak po ludzku. Moje psy stanowią ważną część mojego życia, są członkami
naszej rodziny, są moimi partnerami w zabawie i aktywności fizycznej. Myślę
nieskromnie, że wiodą szczęśliwe życie z nami i wybaczają mi te momenty, kiedy
jedziemy na wystawy i wychodzimy na ring … Są przecież lepsze sposoby spędzania
wolnego czasu gdy jest się psem z człowiekiem. No ale przyzwyczaiły się, że
jest praca do wykonania a po zakończonej pracy jest zawsze fajny czas zabawy z
dawno niewidzianym rodzeństwem. Myślicie, że psy nie pamiętają? Owszem pamiętają bardzo dobrze i mnie i swoje
rodzeństwo oraz mamę. To jest podstawowy
kod bazowy – to jest zapach, który wchłonęły zaraz po urodzeniu. Pierwszy łyk
powietrza, które nabrały w płuca był moim zapachem i zapachem matki. Każde
szczenię przychodząc na świat zostało przywitane moimi dłońmi, to ja podaję
matce szczenię do wylizania, to ja uwalniam je z błon płodowych i pilnuje aby
suka nie przygryzła pępowiny zbyt krotko. I to ja przystawiam szczenię do
sutka… To ja pilnuję aby nie stała się
mu żadna krzywda, gdy przychodzą na świat kolejni braciszkowie i siostrzyczki
… Przed porodem śpię czujnym snem z suką
w jednym pokoju, a w czasie porodu nie śpię wcale, poród może trwać nawet 24
godziny. Nawet jeśli nie ma żadnych komplikacji zostaje w jednym pomieszczeniu
z suką matką i szczeniakami przez kolejne 10-14 dni. Jak się domyślacie –
sen jest raczej krotki i przerywany częstymi popiskiwaniami zagubionych
szczeniąt, a to matka skopała kojec zamieniając go w jedną wielką norę,
gdzieś pod kupą kocyków zawieruszył się jakiś maluch. I nie zgadniecie – to są
dla mnie najpiękniejsze chwile, mimo wyczerpania i permanentnego braku snu godzinami mogę siedzieć w kojcu i
obserwować szczeniaki…. Czas mija bardzo szybko, maluchy przybierają jak na
drożdżach, już po 10 dniach otwierają oczka a w 3 tygodniu już nieporadnie „biegają”. Wciąż jestem z nimi, choć śpię już w swoim łóżku, spędzam ze szczeniętami
znakomitą część dnia. W międzyczasie dzwonią potencjalni przyszli właściciele szczeniąt i wówczas muszę odpowiadać na wiele niemądrych pytań typu:
dlaczego tak drogo, a czy spuści pani cenę, a ja mam tylko tyle pieniędzy –
czy „pohandlujemy”???!!!! Chce mi się
krzyczeć, ale uprzejmie odpowiadam na wszelkie najbardziej głupie pytania również te grubiańskie. Wracam do szczeniąt i już moje serce się
ściska, że niedługo ode mnie odejdą. Ale na razie nie myślę o tym – cieszę się
ich obecnością, każdego dnia są coraz większe, coraz bardziej pocieszne i
coraz sprawniejsze. I nadchodzi ten dzień – przyjeżdżają pierwsi właściciele.
Są różni, ale łączy ich jedno – są ogromnie przejęci i wzruszeni. Ja również. Z trudem powstrzymuje łzy, nie chce wydać się infantylną kretynką, staram
się przekazać jak najwięcej merytorycznych informacji … ale wiadomo, że w
emocjach można o czymś zapomnieć – wręczam książeczkę ze wszystkimi
informacjami. Czy myślicie, że ktoś
przeczyta??? Na palcach jednej ręki mogę policzyć tych, którzy choć raz
przeczytali … a nie wiem czy są tacy, którzy przeczytali po raz kolejny albo
zastosowali się do moich sugestii dotyczących wychowania, higieny … Pośród zamieszania – szczeniak, radosny i
wesoły w ferworze zabawy… I nagle moje ramiona - do tej pory oaza
bezpieczeństwa i spokoju chwytają go i
oddają obcej osobie … Widzę jego oczy, gdy oddala się do samochodu, jego strach,niedowierzanie i rozpacz… Sama rozpadam się na milion kawałków, ale po
chwili pocieszam się – pojechał do wspaniałego domu, ludzie obiecali, że będą
przyjeżdżać, będziemy się spotykać, na pewno zadzwonią… Mija kilka godzin,
obliczam – na pewno już powinni być na miejscu, ale telefon milczy … Dzwonie następnego dnia … A tak, wszystko w porządku, zapomnieliśmy zadzwonić, do usłyszenia …!!! Dzwonie jeszcze kilka razy, ale
już czuje, że przeszkadzam, że druga strona nie wie o co mi właściwie chodzi
… A zdjęcie: Owszem, przyślemy niebawem. Po kilku miesiącach nalegam na
zdjęcie, dostaje niewyraźne, na
pytanie ile waży psiak pada jakaś niewiarygodna odpowiedz … Po roku kontakty – inicjowane przede
wszystkim przeze mnie – urywają się i tylko czasem, gdy pies zachoruje
lub zacznie sprawiać problemy ktoś do
mnie zadzwoni i zażąda natychmiastowego rozwiązania problemu . I znów staram się uprzejmie udzielić
odpowiedzi, choć nie jestem weterynarzem, a to że pies zachorował po dwóch
latach – niestety może się zdarzyć każdemu. Staram się dociec
przyczyny kłopotliwego zachowania psa, choć na 100% wiem, że ani na szkolenie
psa ani na przeczytanie mojego poradnika dla szczeniaka nie starczyło
właścicielom czasu . W skrajnych przypadkach – właściciele szczeniaka już w
trakcie odbioru są obrażeni i nastawieni na nie jak ci Państwo, którzy chcieli
psa na wystawy, ale bardzo się zdziwili, że nie mogą wybrać sobie psa spośród biegających szczeniąt. Byli rozczarowani, że wybrałam
dla nich tego psa, a przecież napisali, że podoba im się inny … ze zdjęcia. Niestety tamten nie mógł być przeznaczony na wystawy, ale Państwo poczuli się
oszukani … tamten piesek został wcześniej wydany i nie mogli się o tym przekonać na własne
oczy. Zabrali swojego szczeniaka ze
słowami „ To nie tak miało być …” ale jak miało być to już nie wyjaśnili …
Widocznie chcieli wybrać szczenię jak jabłko z kosza, to nic że nie mieli
pojęcia o rasie ani o wymaganiach na wystawy … poczuli się oszukani i już.
Konsekwentnie unikali kontaktu ze mną, po przeprowadzce do nowego domu nie
zostawili ani adresu ani telefonu. Pies wybrany przeze mnie zdobył Championaty większości krajów europejskich, na ponad 100 wystawach
wygrał niemal wszystko…. Ja zostałam ukarana brakiem kontaktu, jedyne zdjęcie
psa, które mam zrobiłam sama ukradkiem na wystawie … Pan udawał, że mnie nie zna. Historia dopisała zaskakujące zakończenie – po wielu latach
spotkaliśmy się przypadkowo na wystawie zagranicznej , wiedziałam, że mój pies nie żyje –
dowiedziałam się od przyjaciół. Państwo
byli z nowym rodezjanem kupionym
zagranicą. Pies był mocno przeciętnej
urody, ale za to nieprzeciętnie nadpobudliwy. Tarmosił nieprzytomnie swoim
właścicielem w ringu, aż żal było patrzeć… Po chwili milczenia Pan sam do mnie
podszedł i powiedział o śmierci starego psa … i cicho dodał, że to był
wspaniały pies i drugiego takiego nie będzie miał na pewno….. Bardzo dużą niesprawiedliwością byłoby twierdzić , że większość właścicieli jest taka jak
powyżej opisane przypadki. Na szczęście
znakomita większość właścicieli naszych szczeniąt utrzymuje z nami kontakt,
przyjeżdża na spacery, spędzamy razem wolny czas i wakacje. Czuję się tak
jakby nasza psio-ludzka rodzina powiększyła się. A psy.. właśnie a psy cieszą
się ogromnie z tych spotkań, całują mnie na dzień dobry, szaleja z matką,
braćmi i siostrami … i jest tak jakby nie widzieli się raptem od wczoraj a nie od roku lub wielu miesięcy…. I wam kochani dziękuje po wielekroć, za waszą przyjaźń, za
waszą miłość do moich psów… Bo ja będę je kochać zawsze. Każde szczenię ma swoje miejsce w moim sercu … nawet gdy już
odejdzie z tego świata.