Moja opowieść wigilijna ...
Zdecydowanie odradzam kupno żywego zwierzaka w charakterze
prezentu gwiazdkowego.
Prezenty pod choinkę najczęściej kupuje się pod wpływem
impulsu, rzadko bywają przemyślane i często nie sprawiają takiej radości jakiej
byśmy się spodziewali. Mały problem jeśli obdarowany nie cieszy się z koszulki,
szalika ale dużo poważniejsza sytuacja powstaje gdy nietrafionym prezentem jest szczeniaczek lub mały kociak …. Przede
wszystkim decyzja o zakupie żywego zwierzęcia jest wspólną decyzja całej rodziny i powinna być poprzedzona szczerą rozmową na
temat podziału obowiązków.
Zwierzę w domu to nie tylko wielka radość i zabawa ale również odpowiedzialność i obowiązek.” Ten tekst przesłałam na prośbę dziennikarki z portalu
Trójmiasto.pl , został umieszczony
pośród innych wypowiedzi jako głos
hodowcy psów. Po czym przypomniałam sobie, że raz jedyny postąpiłam
niezgodnie z powyższym twierdzeniem … To było wiele lat temu …. Odbiór ówczesnego miotu przypadał
w okresie bożonarodzeniowym i skóra mi cierpła, gdy telefon dzwonił i kolejna
osoba zwierzała się ze swego genialnego
pomysłu aby kupić szczeniaczka pod choinkę swoim rodzicom, cioci i wujkowi,
dziecku… Zadzwoniło nawet dziecko aby zamówić szczeniaczka …. Co gorsza – nikt wtedy
nie wiedział nawet jak wygląda ta rasa ani tym bardziej jaki ma charakter. Ale
nazwa brzmiała egzotycznie i to wystarczyło aby szczenię Rhodesian Ridgeback
znalazło się w kategorii prezent pod choinkę – oryginalny, niepowtarzalny i
pożądany. Gdy zadzwonił młody człowiek i po kilku pytaniach powiedział, że chce kupić psa mamie, nie wytrzymałam i wypaliłam, że może kupić owszem
ale pluszowego. Młodzieniec roześmiał się i powiedział, że z pluszakiem to nie
da się spacerować, a mama potrzebuje aktywnego towarzysza długich spacerów. Odparłam mu, że skoro tak to niech mama sama
przyjedzie porozmawiać, bo mowy nie ma aby szczenię wyjechało ode mnie w
charakterze prezentu pod choinkę. Lekko zrozpaczony chłopak próbował jeszcze
powiedzieć, że to ma być niespodzianka … Trudno, nie i już. Chłopak umówił się ze mną jednak o oglądanie
szczeniąt, pomyślałam, że będzie próbował mnie przekonać i moje nastawienie było bardzo sceptyczne. Jakie było moje zdziwienie, gdy oprócz młodego człowieka przyjechała jego
ówczesna jeszcze dziewczyna … i mama. Mama okazała się świetną osobą, uśmiechniętą
i aktywną, od razu rozwiała moje wątpliwości i na koniec z uśmiechem
powiedziała mi, że od dłuższego czasu wysyłała sygnały w stronę dzieci, że
przydałby się jakiś pies w domu, aż wreszcie położyła na stole kuchennym gazetę
z moim ogłoszeniu o szczeniętach … No i wreszcie się domyślili! Śmiała się ze
zdumionej miny syna. Gdy wychodzili od
nas, pani mrugnęła do mnie i powiedziała – jakby co, to mnie tu nie było, to
ma być niespodzianka! Dzieciaki jeszcze raz
przyjechały aby dobrać odpowiedni wiklinowy koszyk i wszystko odbyło się tak
jak odbyć się nie powinno. W poranek
wigilijny przyjechali po odbiór ślicznej suczki z koszyczkiem i olbrzymią
czerwoną kokardą. Oczywiście mama była zaskoczona, ucieszona i popłakała się ze wzruszenia. Widywaliśmy się potem na wspólnych spacerach, w międzyczasie
dziewczyna stała się żoną i syn wyprowadził się z domu. Mama została sama z
suczką … Minęły chyba dwa lata gdy chłopak zadzwonił do mnie i zdrętwiałym głosem poinformował mnie o nieszczęściu… Zdarzył się wypadek samochodowy. W samochód mamy,
którym podróżowała razem ze swoją siostra i psem wjechała ciężarówka, siostra
nie żyje, suka jest lekko poturbowana, a mama … w stanie ciężkim leży w
szpitalu. Rokowania są niepewne. Po dłuższym czasie mama wybudziła się ze śpiączki i po jeszcze dłuższej rehabilitacji wróciła do
domu … niestety na wózku. Kontakt z nią był mocno ograniczony, bo również nie mówiła i lekarze do końca nie potrafili odpowiedzieć czy rozumie to co dzieje
się wokół niej. Zaproponowałam, że zajmę się suczka, przecież tyle mają
problemów i musza zorganizować opiekę
nad mamą. Wówczas usłyszałam cos co będę pamiętać do końca życia. Chłopak
cichym głosem powiedział, że suczka cały czas siedzi przy wózku mamy, kładzie
głowę na jej kolanach a wtedy mama ożywia się i próbuje głaskać głowę suni … „To
jest jak na razie jedyny świadomy przejaw życia ze strony mamy, ale mam nadzieję, że skoro czyni tyle wysiłku aby pogłaskać swojego
ukochanego psa to będzie dobrze…. Nie mógłbym oddać ukochanej suni, teraz jest
dla niej całym jej światem.” To były
słowa młodego człowieka, któremu nagle
życie zweryfikowało plany. Musiał przeorganizować swoje życie tak aby
zaopiekować się niepełnosprawną mama, … i przez myśl mu nie przyszło aby oddać
psa bo jest dodatkowym balastem….